niedziela, 30 września 2012

Moja waga chyba szwankuje


O dietach mogłabym napisać niezły elaborat. Podejrzewam, że nie tylko ja...I nie chodzi o to ilu próbowałam, raczej ile razy je porzucałam... Taak, ja właśnie z tych, co zawsze mówią, że zaczną w następny poniedziałek...  Nie mogłam za często powiedzieć do lustra ''wyglądasz dobrze''...Jednak ostatnie lata tak się zapomniałam, że mój wskaźnik BMI zaczął wskazywać prawie mój wiek!!!???!!! A wystarczy mi przecież  tych cyferek z 3-ką z przodu w tej dziedzinie mojego życia , nie mogą się pchać tak nachalnie i w resztę!

Zaznaczyć chcę jednak jedno, nie jestem specjalistą, nie zachęcam do jakiejkolwiek nieodpowiedniej diety, to sprawa indywidualna! Nie krytykuję też nikogo i doskonale rozumiem, że są tacy, którzy się czują dobrze z dodatkowym ciałkiem. Znam ich nawet wielu osobiście. Są pogodniejsi i bardziej zadowoleni z siebie niż ja ( tu lekko zazdroszczę, cóż tylko człowiekiem jestem). Mówię tu o MOICH działaniach i wyborach, pasujących MI, a nie dietetykom czy ogólnie przyjętym normom. Blog miał za zadanie udowodnienia samej sobie, że potrafię stawić czoło wyzwaniu.

Nie zaczęłam inaczej jeść od wczoraj, najpierw notowałam w zeszycie (niektórzy jeszcze takich prymitywnych narzędzi używają), a dzisiaj skrupulatnie przepisałam efekty mojego poświęcania się .

Etap zrzucania wagi rozpoczęłam 17 czerwca 2012 roku, aby nie było, że odsunę dietę na ''następny poniedziałek'' - zaczęłam w niedzielę!!! Z przekory, znam siebie przecież...:)
17.06.12 - waga .....aż mi wstyd wciskać klawisze...91 kg!!!!!!!!!(NAPRAWDĘ)
Długi czas się nie ważyłam, nie miałam dobrej wagi i nie chciałam się zniechęcić. Jednak po zakupie takowej i podejrzeniach w postaci zsuwających się powolutku ubrań:
02.08.12 - waga 82,3 kg!
Jakież to było szaleństwo przed lustrem, to dało mi energię na więcej, więc:
17.08.12 - waga 79 kg.
W końcu znienawidzona 8-ka ( bo z 9-tki tak naprawdę nigdy nie zdawałam sobie sprawy, nie zdążyła mi obrzydnąć, nie mogłam w nią uwierzyć raczej) z przodu zniknęła! No to teraz się zaczęło:
01.09.12 - waga 76,2 kg
17.09.12 - waga 74,3 kg
A ostatnio zważyłam się, było:
27.09.12 waga 72,7 kg!
UFF! Nie było łatwo... nie sądziłam, że dam radę tak długo! Teraz widzę, że nie mogę zawrócić! I choć starych ubrań nie wyrzuciłam, to chcę mieć pewność, że nie będę musiała za miesiąc ich wygrzebywać z najgłębszej półki mojej szafy!  Jeszcze nie powiedziałam dość , mam chrapkę na zmianę cyferki z przodu!!! Tak naprawdę , to zaczynam sobie uzmysławiać, że jak dotąd to było nic, przede mną najtrudniejszy etap - utrzymania uzyskanej wagi. To będzie trudne, ale, co tam, spróbuję... Trzymam mocno własne kciuki, podobnie jak cała moja rodzinka. Mąż się nawet przyłączył i pożegnał się z własnymi '' nadkilogramami'' :). Nie osiągnęłam jeszcze celu, ale miło już go widzieć w oddali...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz