wtorek, 30 października 2012

Halloween

Jutro 31 października - Halloween w Irlandii. Święto przebieranek dla dużych (oj taak, nikt się nie wstydzi) i małych. Wieczór bezkarnego magazynowania zimowych zapasów słodyczy i jedyny dzień w roku, kiedy można na irlandzkim niebie ujrzeć  fajerwerki!!! Próżno szukałam ich pierwszego Sylwestra na wyspie, z resztą tak samo jak i jakichkolwiek oznak zabawy sylwestrowej wśród sąsiadów. Zamiast tego ujrzałam ciemne okna i nielicznie przesiadujących przed telewizorem ludzi. A moja rodzinka wyległa przed dom po 12-tej w nocy i zamarła ze zdziwienia ( i pieśnią na ustach) nad tym fenomenem. Aż szampan ciekł na chodnik. Jak to, nie obchodzą Sylwestra? Gdzie my jesteśmy? Co kraj to obyczaj...co poradzisz...Zdezorientowani, cichutko wróciliśmy do domku dalej świętować, tylko już spokojniej, by sąsiadom nie przeszkadzać...Wracając do Halloween: co koniecznie trzeba mieć tego wieczoru? Pociechę, którą należy przebrać, duuużą torbę na słodycze i już można maszerować w roli asysty po okolicznych domach. Największą frajdę miałam pierwszy raz ( tak to bywa z pierwszymi razami ), w ogóle nie zamierzałam nigdzie wychodzić z domu, bo to przecież nie "nasza" tradycja. Zaopatrzona w słodycze czekałam z synkiem na pierwszy dzwonek do drzwi. I się zaczęło!!! Po kilku obdarowaniach moja pociecha zaczęła błagać, że też chce iść zbierać. Wiecie, z kim przestajesz..Nie miałam serca mu odmawiać. Trzeba było znaleźć tylko jakiś kostium. Niewiele myśląc na kurtkę wcisnęłam mu  jego piżamkę astronauty, a on w pędzie złapał jakiś miecz i maskę dyni (co ma piernik do wiatraka?) i... już nas nie było!!! Dołączył się do akurat przechodzącej obok grupki duszków i czarownic. Ludzie mieli nie lada kłopot z odgadnięciem jego  przebrania, ale co tam. Mieliśmy fantastyczną zabawę, a słodyczy całą reklamówkę. Moje maleństwo, wtedy 4,5 roczne, nie tknęło żadnego, tylko siedziało i oglądało te skarby zafascynowane...Starczyły mu do następnego Halloween , bo wielkim fanem słodyczy nie jest. Chodziło o sam fakt posiadania. Teraz już na tak długo nie zostają...chyba KTOŚ (??!!??) się do nich dobiera w międzyczasie...   Na te wyprawy zawsze zabieram aparat ze sobą, niektóre domy wyglądają naprawdę upiornie...Nie inaczej będzie i jutro wieczorem. W tym roku nasza pociecha ma  kostium rzymskiego legionisty, zatem Ave Cezar i do boju!!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz